Strona:Antoni Lange - Nowy Tarzan.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A jaki ty jesteś? Podkopnik, pajęczyniarz, lipkarz, konduktor, pudlarz, marwicher, mojkarz, czardinek, szopenfeldziarz?
— A może skakier, potokarz, froter, narzeczony, bugajczyk?
— Et, co wy tam bałakacie, on i na świeczkę i na konika nie klawy. To może jolt, witysznik i nic więcej.
— No, to nic, jak będzie jarecki, to się nauczy.
— Rychtyk! Naprzód człowiek bywa jazgier i mikrus, a potem z niego będzie kataryniarz, jak się lipuje!
— Klawe jest nasze życie! Tylko nic się nie kucać: ani cukru, ani kochanki, ani wojtka, ani gliny, ani bośni. Nam to wszystko wiadome. Na cukier czasem dość kawał bartka i postronka, trochę wierbła i opoki — troić! a do tego bania kiry — i już! hajda na labdę. Może cię czeka młyn i szum: ale ty na to pluń. Czy to lamur czy szewc, socha czy słowik, karmelik czy boruta, śledź czy sandacz — to wszystko jeden gips! Ani kwacz, ani gemza nam nie straszna, ani gwardjan z luśnią — ani skowron — ani czubarik, co cię lewiruje — ani szulawa, ani nawet sam felek! Bo i to się może zmodnić. Żyje się mokro.
— Byle tylko człek miał klawjaturę jak należy: generała, fekstiera, wydrę, koziboka, bramowicza, falkę, pojedyńczy i podwójny — a i robaczek się przyda!
— Wtedy idź na siatkę: wosk czy lustro, czy bałamutek szafirów, a jeszcze w borówkach: wszystko chatraj, wszystko twoje!