Strona:Antoni Lange - Dywan wschodni.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Że młodzieńce twe u żaren
w pieśń zmieniły głuchy jęk,
Że u źródeł scichł trzask łuków
ścichł chrzęst zbroi, mieczów szczęk
Że deptany nad depcące
dziś swobodną wyniósł głowę —
Pójdź tu, ludu, śpiewaj ze mną,
z matką twoją wielb Jehowę.
Abinoem, wielbij Pana!
Oto, starcze, Barak twój
Podniósł dłoń i starł bronzowy
z Izraela skroni znój.
Rozmawiajcie z sobą głośno,
który jedziesz na oślicy,
Który siedzisz przed swym domem,
który sądzisz na stolicy.
Izraela Bóg potężny
przed hufcami wiernie szedł:
Ziemia drżała, góry mdlały,
potok Cyton zjeżył grzbiet.
Przerażone słońce w chmurę
owinęło, twarz swą zbladłą,
Kiedy orłów moich stado
na Sysary wozy spadło.
Przeczżeś siedział u obory,
przeczżeś słuchał wrzasku trzód,
Gdy swą duszę na śmierć wydał
Naftalego dzielny ród?
Gdy Izachar, gdy Zabulon
szpony drzewie wpił w Sysarę —
Gdy rozpraszał wozy w polu,
jako sokół wróble szare?
Przeczżeś, krzesząc podłe zyski,
na okrętach kupczył, Dan?
Czemuś, Aser, krył się w skałach
Gdy z Sysarą walczył Pan?
Przeklinajcie podłe Meroz,
jego starce i młodzieńce!
Zabulona dział wyniosły!
Naftalimom plećcie wieńce.