Strona:Antoni Lange - Dywan wschodni.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Noc przeminie nieprzespana,
Ni poranek cierpień skróci!
Jak łódka skacze po płótnie,
Dni moje mijają smutnie;
Za cóż się pastwisz nad nędzną ofiarą,
Wszak mój żywot tylko parą;
Raz mi naciśniesz powieki,
A już ja ziemi nie ujrzę na wieki!
Widzący będą szukać mię oczyma
Ty szukać będziesz, ale mnie już niema!
Jako się obłok rozprasza i ginie,
Tak człowiek znika w cieniów krainie:
Już nie poznany nikomu,
Nie wróci do swego domu.
Więc też mym ustom nie wzbronię,
Niech duch co cierpi, wyzionie,
Czyż to ja morze, lub morska potwora,
Żebyś mi stawiał i tamy i straże?
Jeżeli mówię z wieczora,
Że mi folgę noc okaże,
A ty mię dręczysz i we śnie
I sny mię dręczą boleśnie,
Tak że we wszystkiem co znoszę,
Jak o łaskę, o śmierć proszę!
Syt jestem życia, krótkie już dni moje,
Czemuż się srożysz nademną?
Wszakżem ja parą nikczemną,
Odwróć, odwróć oczy twoje!
Czemże jest człowiek, że się tak wielmożysz,
Potęgą twoją nań srożysz,
Że mię szukasz z wschodem słońca
I na chwilę nie porzucisz,
Śledzisz i dręczysz bez końca,
Nigdy odemnie tych oczu nie zwrócisz?
Com ci zawinił, ludzi śledzicielu,
Ja nędzarz, pośród cierpienia bez celu,
Ja ciężar sobie samemu!
Mogęż być wrogiem tobie potężnemu?
Wszak ja proch jestem, ty rzucisz oczyma,
Szukać mnie będziesz: — a mnie już niema!