Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Orlica.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nej odrazy. Dopiero za murami miasta wypoczęła trochę dusza górala Szleu. Stało się to wtedy, gdy ujrzał potężny zamek obronny, tak zwaną — „kasbę Udaja“, gdzie ten waleczny szczep bronił Islamu i potęgi krwawego sułtana Mulej Izmaiła. Grube mury, obronne baszty, potworne bramy, z ogromnych głazów ciosanych złożone, przetrwały wieki i burze dziejowe, i góralowi wydawało się, że kasba surowych Udaja szepce mu o dawnej sławie i cnocie wojowników Proroka i grozi komuś ponurym pomrukiem.
Ras zwiedził zagadkowy minaret Hassana i ruiny meczetu przy nim, — ogromne gmachy, które nigdy nie były wykończone i stoją w zwaliskach smętnych i zagadkowych od dnia, gdy je wzniesiono podług pomysłu Maura z Sewilli imieniem Dżeber, na rozkaz wielkiego sułtana Jakuba Zwycięzcy; ścieżką, wijącą się śród drzew oliwnych i granatowych, przeszedł góral brzegiem rzeki Bu-Regreg do kotliny, pełnej bujnej, szmaragdowej roślinności, gdzie bielały ściany i kopuły kilku kubb i wznosił się strzelisty minaret nad zburzoną i krzakami porosłą świątynią Proroka. Była to Czella, gdzie znaleźli dla siebie miejsce ostatniego spoczynku wspaniali władcy Merinidzi, a śród nich cnotliwe, piękne i święte Lalla Regraga i Czems ed Ducha, przezwana „słonkiem porannem“...
Długie godziny przesiadywał tu w cieniu drzew pomarańczowych Ras i, słuchając opowiadań meskina o żonie sułtańskiej, która była dla władcy „słonkiem porannem“, myślał z tęsknotą niewysłowioną i ze łzami w oczach i sercu o Czar Aziza, swoim płomyku, swojej orlicy, swojem ukochaniu...
Nareszcie pewnego dnia marabut rzekł do Rasa: