Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

eksploatacji lasów wydawał się wprost barbarzyńskim, postanowiłem więc spróbować wystawić piec murowany, pozwalający prowadzić wypalanie węgla bez przerwy, z oddzielaniem smoły, która mogła znaleźć zastosowanie w armji, naprzykład do smarowania osi wozów w taborach wojskowych.
Dowiedziałem się, że o jedną stację od Udzimi istnieje duża cegielnia chińska, więc o budulec nie było trudno. Zestawiłem kosztorys i w swoim wagonie robiłem plany przyszłego, prawdziwie fabrycznego pieca.
Jednocześnie ze wznoszeniem pieców, prowadzono budowę koszar dla robotników i domu mieszkalnego dla moich techników i kozaków. Miały to być zwykłe fan-tze, tylko bez kang’ów, lecz ze zwyczajnemi piecami i kuchnią europejską.
Pojechawszy ze swoim projektem kolei i dużego pieca fabrycznego do Charbina, przesiedziałem tam około dwóch tygodni. Kazik regularnie donosił mi telegraficznie o przebiegu pracy. Wiedziałem, że plac rozszerza się codziennie, że na nim stało już około 40 pieców uralskich, wypuszczających dziennie sporo węgla, że technicy, żołnierze i robotnicy mieli już mieszkania, że rozpoczęto już prowadzenie kolejki podjazdowej i w tym celu zwieziono 20 kilometrów starych szyn, starą lokomotywę i dziesięć platform.
Gdy powróciłem do Udzimi, mogłem już przejechać do Ho-Linu „własną“ koleją. Prawda, że stara lokomotywa, klekocząc i chrzęszcząc wszystkiemi swemi gnatami, wiozła mnie niezbalastowanym plantem bardzo długo, jednak dowiozła. Nie poznałem Ho-Linu. Obok wsi powstała druga osada. Stały tu fan-tze z kang’ami dla Chińczyków, „dom mieszkalny“ z wysokiemi kominami z blachy i z werandą, oplecioną chmielem mandżurskim,