Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po tych niezrozumiałych słowach odszedł i zaczął rozmawiać z Łapinem.
Łapin nagle się zatrzymał, długo, uważnie słuchał przyjaciela, a później zaczął mu coś objaśniać, wskazując na mur przy bramie.
Wkrótce zrozumiałem treść rozmowy.
Gdy termin przechadzki był skończony i aresztanci szli do więzienia, z tłumu powracających wybiegło dwóch. Byli to Łapin i Drużynin. Narazie nie zwrócono na nich uwagi i dozorcy zaczęli dopiero wtedy wołać na nich, gdy obaj podbiegli do muru. Nagle Łapin pochylił się i oparł rękami o mur, a Drużynin wskoczył mu na plecy. Wtedy Łapin wyprostował się i podrzucił towarzysza do góry. Ten schwycił się ręką krawędzi muru i zawisł na nim. Na jedną chwilę zamarł, lecz natychmiast ciało jego wyprężyło się i zaczęło sunąć wgórę. Uczepił się muru drugą ręką. Jeszcze chwila i byłby już poza nim, lecz gruchnęła bezładna salwa; kule z szelestem i trzaskiem uderzać zaczęły o cegły muru.
Drużynin nagle drgnął, wyprostował się i miękko osunął się na ziemię, gdzie leżał już, rozrzuciwszy swe potężne ręce, Łapin.
Tragedja tych dwóch ludzi była skończona. „Odlecieli“ z więzienia na zawsze, bezpowrotnie.


ROZDZIAŁ TRZECI.
„SZANOWNY STARUSZEK“, „RUCHOMA GIEŁDA“, „ELFY“ i „KSIĄŻĘ WIĘZIENIA“.

Siedziałem w dużej celi aresztantów kryminalnych i uczyłem ich trudnej sztuki pisania. Szczególnie starannie „rysował“ litery jeden z aresztantów. Nazywał się Szymon Sałow. Był to sędziwy starzec o długich srebr-