Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szydło, lecz Tatarzyn, nie zatrzymując się, błysnął nożem. Szydło odrazu zatrzymał się na zgiętych w kolanach nogach i podniósł nad głową obydwie ręce ze zwisającym z nich łańcuchem kajdan. Po chwili zrobił straszliwy skok i z rozmachem opuścił łańcuch na głowę uciekającego zdrajcy. Ten padł, jak rażony piorunem.
Po chwili wszystkie władze więzienne były na miejscu wypadku. Zabitego Małajkę wyniesiono do szpitala; milczącego Szydłę wrzucono do podziemnej celi, gdzie miał oczekiwać przybycia sędziego śledczego; aresztantów zapędzano do więzienia i zamykano za nimi drzwi.
Więzienie przyczaiło się i milczało.
Tak zawsze bywa, gdy surowy wyrok więźniów zostaje wykonany.
Więzienie wszystko wybaczy oprócz zdrady.
Tegoż wieczora wszedł do mojej celi Mironow i po długim milczeniu ostrożnie zapytał:
— Starosto! Czyż zdrada nie jest najpodlejszą rzeczą na świecie?
— Tak! — odparłem krótko.
— Sprawiedliwie mówicie! — szepnął i wyśliznął się z mojej celi.
Lecz „saryn da na kiczku“ na tem się nie skończyła.
W kilka dni później, podczas przechadzki aresztantów, ujrzałem Drużynina już bez kajdan. Jego wygląd zastanowił mnie. Był tak blady, że wydawał się przezroczystym, a oczy pałały mu, jakgdyby płonął w nich jakiś wewnętrzny ogień.
Miał ściągnięte brwi i drżące usta.
— Co wam jest? — spytałem go, zbliżając się do kraty klatki.
— Nie mogę dłużej tak żyć! — szepnął stłumionym głosem. — Dochodzę do kresu...