Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czynnych członków tego komitetu, zagarnęły w nim władzę elementy anarchiczne i zbrodnicze i z chwilą naszego ustąpienia poprowadzą taką politykę, która krwią zaleje cały olbrzymi kraj i pociągnie za sobą zemstę rządu petersburskiego.
Była godzina druga w nocy.
„Piątka“ nasza radziła nad sposobem, w jaki udałoby się najskuteczniej przerwać działalność całego komitetu. Nagle coś mnie tknęło. Przyszło jakieś jeszcze niejasne postanowienie, lecz silne i pełne woli. Powiedziałem kolegom, że zaraz to uczynię, i wyszedłem.
Zatelefonowałem do domu i wkrótce przyjechał mój stangret, Mikołaj, młody, sprytny chłopak, z wózkiem zaprzężonym w białego „Nizama“. Kazałem mu jechać do „Małego Komitetu“.
Minęliśmy śpiące miasto i zaczęliśmy się zagłębiać w labirynt wąskich uliczek dzielnicy warsztatów kolejowych. Zatrzymałem się przed długą, starą szopą, gdzie się odbywały posiedzenia „Małego Komitetu“. Kazałem Mikołajowi, aby patrzał w okno i, gdy zdejmę kapelusz, zaczął szybko chodzić pod oknami i wykrzykiwać różnemi głosami.
Okna szopy były oświetlone, przez mętne szyby ujrzałem kilkunastu robotników, siedzących przy stole i hałaśliwie rozprawiających. Wśród nich spostrzegłem miejscowego prezesa „Związku narodu rosyjskiego“.
Szarpnąłem drzwi i wszedłem do izby.
Moje zjawienie się było tak nieoczekiwane, że wszyscy porwali się na równe nogi i stali w jakiemś osłupieniu.
Trwało to parę chwil, aż stojący po drugiej stronie stołu człowiek, w czapce nasuniętej nisko na oczy, po-