Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nią w ręku, a wtedy w potokach krwi utonąłby Centralny Komitet, robotnicy, ludność po miastach i sama armja, która nie znalazłaby dla siebie pożywienia i w zimie niezdołałaby przedostać się do zaludnionych miejscowości Syberji.
Wypadki zmusiły nas stać się obrońcami porządku państwowego na całym Wschodzie, tego porządku, którego utrzymać i obronić nie mogły władze carskie i naczelne dowództwo armji.
Jednocześnie musieliśmy walczyć na trzy fronty, aby podołać naszemu zadaniu, wymagającemu od nas energji, stanowczości i dobrze obmyślonego planu.
Zaczęliśmy od walki z generałem Rennenkampfem. Generał szedł przez Zabajkale ze swym oddziałem, pozostawiając poza sobą trupy rewolucjonistów i dopuszczając się straszliwych okrucieństw. W rozsyłanych na wszystkie strony depeszach groził straszliwą zemstą Centralnemu Komitetowi, nazywając go „rządem rewolucyjnym“. Na Dalekim Wschodzie powstała panika i oburzenie. Nietylko „Mały Komitet“, ale niektórzy moi koledzy dowodzili konieczności wysadzenia w powietrze mostów kolejowych, aby zatrzymać pochód Rennenkampfa, gdy przekroczy granicę Mandżurji. Żądania tego rodzaju stawały się coraz bardziej natarczywe. Widząc to, zwróciłem się do naczelnego wodza, generała Liniewicza, aby zechciał zapobiec katastrofie i wstrzymać dalszy pochód Rennenkampfa. Liniewicz zrozumiał grożące niebezpieczeństwo i wydał rozkaz zbliżającemu się oddziałowi karnemu, aby się zatrzymał i wycofał z Zabajkala. A był potemu wielki czas! Oficerowie groźnego i okrutnego generała już prowadzili wywiad w Mandżurji i sporządzali listy tych działaczy rewolucyjnych, którzy mieli być po przyjściu oddziału karnego oddani pod sąd polowy i rozstrzelani.