Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W ciągu kilku dni zwiedziłem wszystkie porzucone szyby i przyszedłem do przekonania, że roboty były tu niegdyś prowadzone bez żadnego systemu, co zupełnie wykluczało prawidłową eksploatację techniczną pokładów węgla, poniszczonych, poprzecinanych bez żadnego planu galerjami i zapadających się w wielu miejscach. Oprócz tego węgiel był z punktu widzenia geologicznego młody, nietrwały, łatwo rozpadał się na drobny proszek, a więc mało nadawał się do transportu i opału lokomotyw. Wobec tego posunąłem się ze swoim sztabem dalej na południe.
Dopłynęliśmy do ujścia rzeki Nonni i zaczęliśmy, walcząc z jej prądem, posuwać się na zachód. Brzegi Nonni w tym obwodzie stanowiły doskonale uprawne pola gao-lianu, czumi-dzy i bobów; liczne wioski, złożone z szaro-żółtych fan-tze, widniały wszędzie niby stosy wyschłej gliny.
Kapitan statku, który przedtem pływał po Nonni, oznajmił mi, że wkrótce dopłyniemy do Tolo, wpadającej z prawej strony do tej rzeki.
Tolo stanowi północno-wschodnią granicę pustyni Gobi, której obecność już odczuwaliśmy. Często zrywał się wiatr, niosąc ze sobą chmury piasku, przysłaniającego niebo i słońce i nadającego wszystkiemu jednostajną, martwą, żółtą barwę. Pasma piasku przerywały czasami pola i pełzły do rzeki, na której tworzyły mielizny. Kapitan zatrzymał swój statek około wysokiego brzegu, gdzie stała jakaś wioska. Stąd posłałem Rusowa z paru Chińczykami, aby wynajęli dla ekspedycji kilka wozów, ponieważ musieliśmy jechać ku brzegom Tolo, gdzie, jak słyszałem, istniały pokłady węgla. W wiosce jednak nie mogliśmy znaleźć koni i wozów, i Rusow pojechał do pobliskiego miasta Hsin-Tchao, skąd przyprowadził siedm