Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z rozpaczą. — Biedna moja siostra! Trzeba się ogłupiać wódką, kartami, plotkami, trzeba się upadlać, być obłudnym, lub też dziesiątki lat rysować i rysować, żeby nie zauważyć całej tej ohydy, która się w tych domach ukrywa. Nasze miasto istnieje od setek lat, a przez cały ten czas nie mieliśmy ani jednego pożytecznego człowieka, ani jednego! To, co było żywsze i jaśniejsze dusiliście w samym zarodku! Miasto sklepikarzy, karczmarzy, biurokratów, bigotów, niepotrzebne, niepożyteczne miasto, którego, gdyby się nagle pod ziemię zapadło, nikt by nie pożałował.
— Ja nie chcę ciebie słuchać, nicponiu! — rzekł ojciec, biorąc ze stołu linijkę. — Pijany jesteś! Jak ty śmiesz w takim stanie pokazywać się ojcu? Po raz ostatni ci mówię i powtórz to odemnie twojej niemoralnej siostrze, że nic odemnie nie wskóracie. Krnąbrne dzieci wyrwałem ze swego serca i jeśli one cierpią przez brak pokory i przez upór, to mnie ich wcale nie żal. Możesz wracać tam, skądeś przyszedł! Podobało się Bogu ukarać mnie wami, ale ja ze spokojem znoszę tę próbę i jak Job znajduję pociechę w cierpieniu i w ciągłej pracy. Nie wolno ci przestąpić progu mego domu dopóki się nie poprawisz. Jestem sprawiedliwy, wszystko co mówię jest dobre i jeśli pragniesz szczęścia, powinieneś przez całe życie pamiętać to, co ci mówiłem i co dziś jeszcze mówię.
Machnąłem ręką i wyszedłem. Później nie pamiętam, co było w nocy i na drugi dzień.
Mówią, że chodziłem po ulicach, bez czapki, chwiejąc się na nogach i głośno śpiewałem, a za mną biegał tłum łobuzów i krzyczał:
— Mały zysk! Mały zysk!