Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kieszeni, chodziłem po pokoju z kąta w kąt i mówiłem o Maszy.
— Jak myślisz? — zapytywałem siostrę — kiedy ona powróci? Mnie się zdaje, że przed Bożem Narodzeniem, nie później. Poco by tam dłużej siedziała?
— Jeśli do ciebie nie pisze, to widocznie wróci bardzo prędko.
— To prawda — zgadzałem się, chociaż wiedziałem doskonale, że Masza niema już poco wracać do naszego miasta.
Zatęskniłem do niej bardzo, nie mogłem już sam siebie oszukiwać, więc starałem się, aby mnie inni łudzili. Siostra oczekiwała swego doktora, a ja — Maszy, i oboje mówiliśmy o tem bez przerwy, śmialiśmy się i nie zwracaliśmy na to uwagi, że nie dajemy spać Karpownie, która leżała u siebie na piecu i mruczała:
— Samowar syczał dziś rano, sy-czał! O nic to dobrego nie wróży, najmilsi, nic dobrego.
U nas nikt nie bywał oprócz listonosza, który przynosił siostrze listy od doktora, i Prokopa, który czasem wieczorem zachodził do nas, a popatrzywszy w milczeniu na siostrę, wychodził i już w kuchni mówił:
— Każdy stan powinien pamiętać o swojej nauce, a kto nie chce tego rozumieć, przez pychę, temu... biada.
Pewnego razu — było to już po świętach — kiedy przechodziłem przez rynek, wezwał mnie do swojej jatki i nie podając mi ręki, oznajmił, że ma ze mną do pomówienia w bardzo ważnej sprawie. Był czerwony z mrozu i od wódki; przy nim stał za stołem Mikołajek z rozbitą szczęką, trzymając w ręku zakrwawiony nóż.
— Chcę panu objawić dwa słowa — zaczął Prokop. — Ten stan rzeczy nie może trwać dalej, gdyż sam pan rozumie, że za taką hańbę ludzie nie pochwalą ani nas, ani was. Mama, rozumie się z litości, nie może wam mówić nieprzyjemności i żądać, aby siostra pańska za-