Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na zachód, wydawały się złotemi w blasku zachodzącego słońca.
Później, ile razy przychodziła do mnie siostra, zjawiał się Błagowo i oboje witali się jak gdyby spotkanie to było dla nich niespodzianka. Siostra słuchała naszej dyskusyi i miała wtedy twarzyczkę radośnie zachwyconą, wzruszoną i zaciekawioną; zdawało mi się, że otwiera się przed jej oczami nowy, inny świat, którego dawniej nie widywała nawet w marzeniach, a który starała się teraz odgadnąć i zrozumieć. W nieobecności doktora była cicha i smutna i jeśli kiedy płakała, siedząc na mojem łóżku, to już nie chciała powiedzieć dlaczego.
W sierpniu Riedka kazał nam wybierać się na linię. Na dwa dni przed tą wyprawą za miasto, przyszedł do mnie ojciec. Usiadł i nie spiesząc się, nie patrząc na mnie, obtarł swą czerwoną twarz, potem wyjął z kieszeni nasz miejski Wiestnik i wolno, akcentując każdy wyraz, przeczytał wiadomość, że mój rówieśnik, syn dyrektora banku państwa dostał miejsce naczelnika oddziału w izbie skarbowej.
— A teraz spójrz na siebie — rzekł, składając gazetę — nędzarz, oberwaniec, łotr! Nawet mieszczanie i chłopi otrzymują jakieś wykształcenie, żeby się wykierować na ludzi, a ty, Połozniew, potomek ludzi znakomitych, szlachetnych, rzucasz się w błoto! Ale ja nie po to przyszedłem, żeby prowadzić z tobą rozmówki, ja już na tobie krzyż postawiłem — mówił dalej przyciszonym głosem. — Przyszedłem, żeby się dowiedzieć, gdzie jest twoja siostra, łajdaku? Wyszła z domu podczas obiadu, a teraz godzina ósma, a jej jeszcze niema. Często wychodzi, nic mi o tem nie mówiąc, coraz mniej ma dla mnie szacunku, ja widzę w tem niegodziwy, podły twój wpływ. Gdzie ona jest?
W rękach trzymał znany mi dobrze parasol, straciłem głowę i wyprostowałem się, czekając, kiedy ojciec