Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bić mnie zacznie, ale on, zauważył spojrzenie, które rzuciłem na parasol i widocznie pomiarkował się.
— Żyj, jak ci się podoba! — rzekł. — Pozbawiam cię mego błogosławieństwa!
— Ojcze Niebieski! — mruczała niańka za drzwiami. — Biedny ty, nieszczęśliwy! Och, serce moje przeczuwa!
Pracowałem na linii. Przez cały sierpień padały nieprzerwanie deszcze, było pochmurno i chłodno; z pola nie zwozili zboża, a w większych gospodarstwach, gdzie kosili maszynami, pszenica nie leżała w stertach, tylko w snopach i pamiętam, jak te nędzne snopy stawały się coraz czarniejszymi i ziarno w kłosach porastało. Trudno było pracować, ulewa niszczyła każdą naszą robotę. W stacyjnych budynkach nie było nam wolno ani mieszkać, ani spać, i szukaliśmy schronienia w brudnych, wilgotnych, glinianych lepiankach, w których latem przebywała »czugunka«, ale w nocy oka zmrużyć nie mogłem, tak było zimno i po mojej twarzy pełzały stonogi. Gdyśmy pracowali przy mostach, wieczorem napadała na nas tłumnie »czugunka«, dla której bicie malarzy stanowiło rodzaj sportu. Bili nas, wykradali nam pędzle i chcąc nas rozzłościć i pobudzić do kłótni, psuli naszą robotę, mazali naprzykład budki zieloną farbą. W dodatku do wszystkich naszych bied, Riedka zaczął nam płacić bardzo nieregularnie. Wszystkie malarskie roboty na oddziale zdane były na dozorcę, ten powierzył je innemu, który ostatecznie zdawał rachunki Riedce, wymawiając sobie dwadzieścia procent. Praca sama przez się nie była zbyt korzystną, deszcze nam przeszkadzały, traciliśmy bardzo dużo czasu, a Riedka powinien był płacić czeladnikom codziennie. Zgłodniali malarze o mało go nie bili, nazywali go pijawką, Judaszem, a on, biedak, wzdychał, zrozpaczony wznosił ręce do nieba i co chwila biegał do Czeprakowej po pieniądze.