Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdyby tę siłę woli, to wytężenie, całą tę potęgę zużyć na co innego, naprzykład wykierować się na wielkiego uczonego, lub artystę, to życie pańskie obejmowałoby więcej i głębiej i stałoby się bardziej produkcyjnem w każdem tego słowa znaczeniu?
Rozgadaliśmy się, a gdy się wszczęła rozmowa o pracy fizycznej, wyraziłem następująca myśl: silni nie powinni ujarzmiać słabszych; mniejszość nie powinna być ciężarem dla większości i jak pasożyt, lub pompa wysysać chronicznie najlepszych jej soków, trzeba zatem, żeby wszyscy bez wyjątku — silni i słabi, bogaci i biedni, w równym stopniu brali udział w walce o byt, każdy sam za siebie, a chcąc dojść do tego, niema lepszego środka, jak praca fizyczna, obowiązująca.
— A zatem pan uważa, że pracą fizyczną powinni się zajmować wszyscy ludzie, bez wyjątku?
— Tak.
— A czy pan nie znajduje, że jeśliby wszyscy ludzie, a więc i najlepsi, myśliciele i wielcy uczeni, biorąc udział w walce o byt, zaczęli tracić czas na rozbijaniu gruzu, lub malowania dachów, to mogłoby grozić idei postępu poważnem niebezpieczeństwem?
— Gdzież to niebezpieczeństwo? — zapytałem. — Przecież postęp polega na miłości, na spełnianiu prawa moralności. Jeśli pan nikogo nie ujarzmiarz i dla nikogo nie jesteś ciężarem, jakiegoż innego pragnież postępu?
— Za pozwoleniem! — uniósł się nagle doktór Błagowo, wstając z krzesła. — Za pozwoleniem! Jeżeli ślimak zajmuje się w swej skorupie wyłącznie samym sobą i grzebie się w prawie moralności, to pan nazywa postępem?
— Dlaczegoż grzebię się? — odparłem dotknięty. — Jeśli pan nie żąda, aby bliźni pana karmili, odziewali, wozili, bronili od nieprzyjaciół, to w życiu, które się opiera na niewolnictwie, czyż to już nie jest postępem?