Przejdź do zawartości

Strona:Anton Czechow - Śmierć urzędnika.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dłeś barszczyk albo zupę, należy natychmiast podawać rybę. Z ryb, niewiele mówiąc, najlepszy jest karaś, smażony w śmietanie, tylko trzeba go żywego całą dobę przetrzymać w śmietanie, aby był delikatny i nie pachniał bagnem.
— Dobra jest także czeczuga (sterlet) — powiedział sędzia honorowy, zamykając oczy, lecz nagle, niespodziewanie dla wszystkich, zerwał się z miejsca i z zezwierzęconym wyrazem twarzy ryknął w stronę prezesa: — Piotrze Mikołajewiczu! czy pan już prędko? Nie mogę dłużej czekać! Nie mogę!
— Daj mi pan skończyć!
— A więc sam pojadę. Pal was djabli!
Tłuścioch machnął ręką, porwał kapelusz i nie żegnając się, wybiegł z pokoju. Sekretarz westchnął i nachyliwszy się do uszu pomocnika prokuratora, ciągnął dalej półgłosem:
— Dobry jest także sandacz albo karp z sosem pomidorowym lub grzybowym. Ale rybą najeść się nie można, Stefanie Francewiczu, to nie jest jedzenie zasadnicze, główna rzecz w obiedzie — to nie ryba, lecz pieczyste. Jakiego ptaka pan najwięcej lubi?
— Niestety, nie mogę panu współczuć: cierpię na katar żołądka.
— Daj pan spokój! Katar żołądka lekarze sami wymyślili! Najczęściej powstaje ta choroba z liberalizmu i z pychy. Nie zwracaj pan uwagi. Naprzykład, nie chce się jeść albo mdli pana, a pan niech nie zwraca uwagi i niech pan je dowoli. Jeżeli, dajmy na to, podadzą na pieczyste parę dubeltów, do tego kuropatwę lub tłuściutkie przepióreczki, to, słowo uczciwego człowieka, zapomina się o każdym katarze. A indyczka pieczona? Biała, tłusta, taka soczysta, wie pan, prawdziwie, jak nimfa...