Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nia. Ale już o tem nie myślał. Niedoświadczane nigdy cierpienie, żywe i szarpiące — za serce otworzyło mu jakby okno na świat inny. Nieznane tchnienie wdzierało się do dusznego, dawnego zamknięcia się w sprawach i rzeczach i wypierało stamtąd cnoty dawne, wyganiało precz zrozumiałą pewność siebie, poruszyło wszystkie niezbite pewniki. Patrzał zdumioną duszą w nowy świat, który szeroko odsłonił się przed nim.
Coś dawno przeżytego, zapomnianego dusiło się.. gdzieś pod stosem uzbieranych z całego życia zdarzeń, myśli. Poruszy się i ucichnie, a wysilona pamięć napróżno goni to wśród odmętu, szuka i poznać nie może.
To jakieś nieliczne, niezmiernie rzadkie chwile życia odbiły się w duszy i w nieświadomości, w niepamięci, jak za mgłą, spoczywały gdzieś na dnie. To, co przyszło teraz, było jakby dalszem ogniwem owych-zagubionych momentów: teraz spajały się one wszystkie w duszy w jeden łańcuch.
Były tam niejasne, jakby senne obrazy z lat dziecięcych, śmiech i łzy, uniesienia radosne i dziecinne rozpacze, rozlewne ukochanie wszystkiego, na co tylko patrzały oczy dziecięce. Były żałobne, łkające godziny zmierzchu, kiedy ojciec opowiadał o powstaniu, o katordze... Było rzewne i śmieszne, nawpół zatarte wspomnienie pierwszej uczniowskiej miłości...
I pierwsze, płomienne wzloty ku tym oślepiającym nowym prawdom, które jak objawieniem spadły nań onego czasu: nieprzeparta, ślepa wiara, gorączka natychmiastowego czynu i żądza ofiary, męczeństwa...