Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czy — tysiące oszalałych w cierpieniu ojców; tysiące matek, wpędzonych do grobu! Zguba idzie na kraj, na najświętsze wspomnienia, na najświętsze cele, dla których tyle krwi... To znaczy — wdeptanie w błoto męczeńskich grobów, obdzieranie z uroku i zasługi tysięcy trupów ofiarnych i tej bezmiernej przepaści cierpienia całego narodu!
— Mieli rozum chłopi, że się nie dali nabrać na to powstanie...
O, jakże żałuje, że odrazu na miejscu w łeb mu nie strzelił — ojcobójcy... Zarażone wścieklizną zwierzę... Gadzina jadowita...
Komuż służy ten ich jad? Ciemnej hordzie hołoty, która gotowa rabować kościoły. Wodzowie tłuszczy, kapłani motłochu, nędzni apostołowie bez czci i wiary...
— A między nimi mój syn, mój syn rodzony...
Patrzał od dzieciństwa na mój stosunek do ludzi, do chłopów-sąsiadów, do parobków...
Czyż nie nazywano mnie w całej okolicy demagogiem, zdrajcą sprawy szlacheckiej, który psuje ceny na robociznę i podłogi wprawia po czworakach?..
Czy widział, bym kogo skrzywdził, bym człowieka swego kiedy uderzył? Czy widział, by kiedykolwiek odszedł ze dworu niezaopatrzony żebrak wędrowny?
Szczenię ślepe i bezrozumne, a już kąsające, już wściekłe...
I ta nienawiść, którą od dziecka, od pierwszej już klasy oddychać musiał. Nauczył się nienawidzieć i tyl-