Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ko nienawidzieć i zbrakło rozumu, któryby go ostrzegł, O, cóż za szatan kształtuje dusze nowego pokolenia!...
A gniew męczył, gniew dusił, wyczerpywał i bolał. O jakże bolał!...
Przecie to syn, przecie...
Gdzieś daleko, za burzliwą chmurą gniewnego myślenia słały się wabiące, ciche myśli, serdeczne, tkliwe. I otwierały się ramiona i westchnienie wyrywało się z piersi...
Nie do uwierzenia dawne czasy... pocoście były? Pocożeście przyszły teraz w przypomnieniu? Drwić? Urągać?...
Lata spokojne, bez pragnień, bez trosk, kiedy wypłakały się już wszystkie łzy, kiedy przeminęły wszystkie żale — lata pogodnej życia jesieni...
W odzyskanym dworze praojcowskim, na wsi cichej, polskiej, która przetrwała nawałnice i klęski.
Ze starego sadu dobiega szczebiot dziecięcy. i okrzyki wesołej zabawy — o czasy umarłe, o lata szczęśliwe...
Cisza w duszy, w myślach spokój i pokora przed losem i wyzbycie się pragnień dalekich i wdzięczność za każdy upływający dzień.
Pogodna życia jesieni... Siłą woli, przemocą odrywa się myśl od kuszących obrazów, wstrzymuje się i więźnie pod powieką łza...
Święty, wielki, prawy gniew odgania precz wszystkie złudy, wszelką słabość. I znowu przeklina, znowu wzywa słusznej pomsty, kary sprawiedliwej.