Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zbliżał się, zaszeleściała trawa, i nagle ukazała się sylwetka konnego. Głucho, cicho stąpały kopyta końskie, zadzwonił munsztuk, słychać było chrzęst siodła pod jeźdźcem.
I w chwili, kiedy zdawało się, że już najeżdża na nich i że już wszystko stracone, sylwetka rozpłynęła się w ciemnościach. Jeszcze raz doleciało zdaleka parskanie konia. Ruszyli dalej w las.
Zdarzenie to rzuciło na Janka, jak gdyby czar. Wydało mu się sennem marzeniem, które jednak miało swoje wewnętrzne znaczenie, niezmiernie głębokie, niepokojące. Wydawało mu się, że dopiero w tej chwili przekonał się ostatecznie o istnieniu rzeczy, które przez całe lata były treścią jego życia. Czarny jeździec, wynurzający się z tajemniczych ciemności, groźne czuwanie po nocy, strach, przygważdżający do ziemi, i niemoc, która zmusza do ukrywania się — — były to zjawiska żywe, namacalne. Ogrom ich przytłaczał, zdumiewał. Jasne i wyraźne stały się sprawy znajome oddawna i do głębi. Jak w dziwnem i zmąconem odczuwaniu przez sen, wydobywał się z tych rzeczy ich prawdziwy ukryty sens, niedostępny dla trzeźwego logicznego myślenia.
Oto coś się otworzyło nagle i zawarło. Przez krótką chwilę zdążyło zajrzeć oko i wykraść tajemnicę. Będzie ona ciążyła pamięci, będzie się domagała rozwikłania, odgadnięcia. Sprobuje ją lekceważyć pewny siebie rozsądek i nie podoła, podda się nieusprawiedliwionemu wrażeniu. Nie przez zrozumiałe słowo, nie przez pracę myśli, ale innemi swoje drogami