Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niechby się raz nareszcie spotkały nasze oczy, niechby ja ci raz nareszcie wypowiedział wszystko, chociaż bez słów, bobym i nie umiał słowami...
Trudno, obyło się i bez tego. Obywaliśmy się przecie przez całe życie bez wszystkiego...
Słuchaj stary, powiedz jeszcze tylko jedno: w tej godzinie ostatniej, powiadali, żeś się oglądał po izbie i żeś patrzał po stronach i na drzwi co chwila... W tej ostatniej godzinie?
Czegoś ty szukał w takiej chwili? Na kogo czekałeś? Prawdę powiadaj i nie kręć — musisz mi to wyznać, musisz:
Ja ci byłem potrzebny?


∗             ∗

Na cudzem łóżku umarłeś-w cudzy surdut ubrali cię do trumny i w buty cudze, darowane...
Słuchaj — cóżeśmy to kiedy mieli własnego? Od wielu lat nie mieliśmy kąta swojego? Swojej wolnej własnej chwili? Sprawy osobistej? —
Nie myślało się znowu nigdy specjalnie o takich rzeczach — ale zawsze sponiewieraliśmy się — ale zawsze...
Psie było życie...
Trzeba ci było usłuchać, trzeba było gdzieś wyjechać i przecie raz w życiu odpocząć. Nie słuchałeś...
Jeszczebyś pociągnął rok, dwa, jeszczebyś coś przecież zobaczył, czegoś przecie się.doczekał — bodaj zorzy wyraźniejszej. I wtedy byłoby ci lżej...