Przejdź do zawartości

Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dostępne było znaczenie pewnych słów, dźwięków, barw, kształtów. W jednej chwili odmieniła się: wewnętrzna postać wszelkiej rzeczy. Oczarowana weszła w rozbawiony, świąteczny tłum i wraz z nim bawiła się swoją tajemnicą.
Było jej wesoło, lekko, łatwo.
Mijał szybko czas wśród gwaru i pustoty karnawałowego bazaru. Krążyła po kramach, kupowała z wyborem rzeczy, które jej były miłe, dawała hojne naddatki. Lokaj, postępujący za nią, miał już pełne ręce sprawunków.
— Proszę jaśnie pani — odniosę do karety, bo już nie mam gdzie podziać!...
— Co to jest? Dlaczego jeszcze?...
— Milcz! Nie patrz tak na mnie. Lada chwila.
Upuścił kilka paczek i, podnosząc je, szeptał:
— Jak wejdzie, staniesz u wejścia przy kramie z książkami. Nie ruszaj się. Oglądaj książki. Jak będzie czas, powiem ci. Pilnuj się: w ostatniej chwili! Przed resursą mnóstwo szpiclów. Przyjedzie napewno! Bij pod nogi o pięć kroków z całej siły...
Dwu elegantów otarło się o nią, patrząc bezczelnie i wesoło. Lokaj zamilkł i odszedł.
Nie zdążyła go zapytać o jedną rzecz. Było to coś straszliwie ważnego. Kiedy poszedł, myśli jej układały się w formę zapytań. Mijały tylko, przerzucała je, szukając czegoś najważniejszego. Śpieszyła się. Każda chwila była policzona, a musiała znaleźć swoje najważniejsze pytanie — musiała na nie odpowiedzieć...