Strona:Andrzej Strug-Pokolenie Marka Świdy.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pustkowia. Nikły parkan odgradzał je jak przepaścią od życia, które stało tuż, zaprzątnięte sobą i niezmiernie dalekie. Zwolna zbliżał się ku lipie. Pod parkanem z chaszczów i badyli sterczały jeszcze pokoślawione, zczerniałe krzyże i resztki wypalonych napisów na nich. Trzy krzyżyki prawosławne — odwrót roku piętnastego. Cztery niemieckie — pościg. Stare dzieje. A to jakby jeszcze dawniejsze, już niedowiary zamierzchłe — pięć grobów, pięć krzyżów rozstrzelanych przed rokiem oficerów polskich. Tuż w spokojnem sąsiedztwie śmierci wspólna mogiła czerwonych oficerów, którzy zapłacili za tamtych. Wypłynęły tamte dnie, tamte pola i miejsca i on sam dawniejszy, niepodobny do tego, co jest. Nastręczył się major Muchinka ze swoją butlą, z wielbłądami...
Rotmistrz Roman Goślicki — poległ dnia 27 lipca 1920 r... Płyta była zupełnie nowa. Napis lśnił złoconem żłobieniem.
Kiedy? Kto?! Był tu niedalej jak przed dwoma tygodniami i rozmyślał właśnie, jakby się zająć tym grobem... Kiedyż, u Boga, był sam pogrzeb, przed którym tak uciekała ona? Czyż podobna, żeby to było...Tak, przed dwoma miesiącami. Przed dwoma miesiącami odwoził ją na stację w Liszkach. Tam był kres ich dzikiej podróży. Gdzieś poza nimi zwłoki ruszone ze swego miejsca czekały na uczciwy pochówek. A ona uciekała. Dwugodzinna jazda do kolei bez jednego słowa. Potem patrzał wślad za jej pociągiem. Ponura pustka w duszy, zmierzch i trzy