Strona:Andrzej Stopka Nazimek - Sabała.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ci na około mnie. Mnie strak obujon. Jeden sie pytà: »Bracie! cý juz cas?«
Ale mój wojàk mu tak padà: »Nie jesce, śpij dalej!«
Na mnie sie ostro popatrzàł i pogroziéł mi palcem.
Jak my kuć skońcyli, to mi znowa wsuł przýgarznie struzýn do torby — haj.
Idem. Kiek wyseł, patrzem w torbe. Kiélo bedem dudków miàł, a tu w torbie trzàski z kopyt, jak były. Jà sie ozpajédziéł, bo mi casu było zàl, alek se pote pedziàł: »Zej jà tu bez to dziadem nie bedem.« Wysułek trzàski i poseł. Na Kiérak wskocyłek — haj — telęzego do zýda. Wypiłek, a kie sie ozór pomaści, to i lekcej hodzi.
I tak wypaplàłek sýćko zýdowi, Zýd ozgadàł po swiecie, cok mu napedziàł — haj.
I teraz co sie nie robi, roki lecom i lecom, a konie nie kute, bo ta teràz bodaś kogo nie puscom, bo musi być taki parobek, co ku dziewkom nie hodzi — haj. Jà za kàre sie zaràz oznimóg i lezem tak juz moc roków. Z Panem Bogiem nie bedzies w karty gràł — haj.
Tak to — prosem piéknie — gadàł mi ten Fakla, a świercki to mu ciurecke z ocý leciały — haj.

separator poziomy