Strona:Andrzej Stopka Nazimek - Sabała.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cý — prosem piéknie — przýśliście mi kumotrà zabrać, cý jako? Jak go bedziecie brać, — haj — to wàs łapiem i sýćkik cýsto, piéknie doimentu na błoto zbijem i powyrucom.
Nie wiedziàł, prosem piéknie ik miłości, z kim gadàł — haj.
Jaze mu janioł tak padà:
— Jà go ta brać ni moge, bo on nie mój.
— A cýjze je?
— Djabłów.
— E, jakoz wiecie?
— Wiém barz dobrze i ty sàm bedzies widziàł. Zjé, kie umre, a dusa bedzie ś niego wychodzić, to dyabeł bee przý głowie stàł. — Dyasek se duse weźnie — haj.
Hłop, ze był cłek mądry, dyabła sie nie bàł i poseł do głowy po rozum, a nie ka inyndyj i zacon myśleć.
Jaze dobrze nie barzo, co sie nie robi, liémze na świtanie namiéniało, kié kumoter miał umiérać.
Toz to hłop wartko przez noc zrobiéł pościél na kołowrocie. Pilno kumotra na niom przeruciéł — haj.
Kié juz — prosem piéknie — śmierztecka przýsła, wte sie dyaboł biere ku głowie — haj — a janioł ku nogom.
I dobrze nie barzo, co sie dyaboł zagramolił i stanon przý głowie, jako ma być — haj — hłop