Strona:Anatol France - Zazulka.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Karliki, odziane w spiczaste kaptury, za których brzeg zakładały zwykle liść paproci, kręciły się po gankach i galeryach budynków, z nieprawdopodobną lekkością i swobodą. Nieraz zdarzało się, że któryś z robotników zeskakiwał na chodnik pokryty lśniącą wulkaniczną lawą, z wysokości czterech piątr, i odbiwszy się od chodnika jak piłka gumowa, biegł dalej, zachowując zawsze wyraz surowej powagi, jaki widujemy na obliczach posągów, przedstawiających sławnych mężów starożytności.
Ani jeden z tych członków nie próżnował, wszyscy pracowali od świtu do nocy, prześcigając się wzajemnie w pośpiechu i działalności. Były w podziemiach dzielnice, rozbrzmiewające łoskotem kielni i młotów. Przeraźliwy huk i gwizd maszyn rozdzierał raz po raz powietrze, odbijając się stokrotnem echem od sklepienia groty, a tłumy maleńkich górników, kowali, jubilerów polerujących dyamenty i obrabiających wykopane w górach złoto, z małpią zręcznością posługiwały się młotkami, świdrami, obcęgami i pilnikami.
Była jednak i dzielnica mniej hałaśliwa. U wrót jej stały ogromne posągi; niekształtne słupy ciosane w granicie, pochodzące chyba z czasów przedpotopowych podpierały ściany skał. Tutaj wznosił się pałac króla Mikrusa o kształcie przysadzistym i śmiesznie nizkich odrzwiach. W pobliżu niego wznosił się dom, a raczej domeczek Zazulki, mający tylko jedną obszerną komnatę, obitą białym muślinem. Sosnowe mebelki rozlewały dokoła woń leśną. Poprzez szczelinę w skale wpływało do wnętrza domku światło słoneczne; widać było także skrawek błękitnego nieba, na którem w zimne noce dojrzeć można było liczne gwiazdy.
Zazulka nie miała służby, bo całe plemię Krasnoludków prześcigało się w wypełnianiu każdego jej życzenia. Jednego tylko pragnienia jej spełnić im nie było wolno. Nie wolno im było wyprowadzić Zazulki na ziemię.