Przejdź do zawartości

Strona:Anafielas T. 3.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
295

Teraz tyś Polski służebną! Na ręku
Dźwigasz już więzy! Oddałaś im Pana;
A za jednego, tysiąc dali Lachy,
Boga i mnichów, panów i niewolę!

Litwo przesławna! gdzie dni twojéj sławy?
Zgasły! I zaszło słońce dnia twojego,
Co w Rusi, w Polsce, nad morzami dwiema,
Świeciło twoim zwycięztwóm krwią zlanym!
Czemu ojcowie z mogił nie powstali?
Czemu ze Wschodniéj nie przybiegli ziemi
Wypędzić zdrajcę, co sprzedał swą wiarę,
Lud swój i braci! Czemu gromy z nieba,
Kiedy wywracał ołtarze odwieczne,
Na głowę jego nie padły, na głowy
Wszystkich służebnych?! Czemu się Litewska
Nie wstrzęsła ziemia, nie pożarła w łonie
Przybylców chytrych i niewiernych panów?!

Gdy Mindows wiarę Litewską porzucił,
Czemu na Litwie jeden jęk był tylko,
I jeden okrzyk boleści i trwogi?
Czemu w ołtarzach utrzymały Bogi,
A w sercach wiara, podania u ludu?
Dla czego matki, maluczkie swe dzieci