Strona:Anafielas T. 3.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
292

To Wejdalota od Znicza ołtarzy.
Szatą się okrył, by łza, co po twarzy
Płynie, w cudzém się nie odbiła oku.
Patrzy — u jego stóp czy Wilno stare?
Gedyminowe Wilno? Olgerdowe?
Taż to Wilija, w któréj się kąpały
Tury? i też to lasy poświęcone,
Które Zniczowy ogień podsycały?
Taż Świntoroha mogilna dolina,
Kędy śpią kości starych dzidziawirów?
Gdzie się pomięszał popiół Godymina,
I proch Olgerda, i Kiejstuta prochy?

Spójrzał na góry — też, co dawniéj, góry?
Spójrzał na miasto — gródże to nasz stary?
Spójrzał pod stopy — gdzie Znicza świątynia?
Na Antokole — i tam zgasły dymy!
Spójrzał i płacze — na górze wysokiéj
Trzy krzyże żółte ramiona podniosły,
Świątynia Znicza świéżym krzyżem strojna,
Na Piaskach znamię chrześciańskiéj wiary,
Na Antokolu krzyż żelazny wbity,
Po mieście krzyże, na zamku, na górach,
Wszędzie już! wszędzie! Gdzie Znicza kapłani?
Żebrzą rozbici, żebrzą rozsypani!
Gdzie gaje święte? — wycięte poległy!
Gdzie Bogi? — patrzcie, do Wilij ich wleką,
Młotami biją, toporami sieką.