Przejdź do zawartości

Strona:Anafielas T. 3.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
187

Dokoła niego Bajoras,
Dokoła syny i krewni;
I Jagiełło stoi wdali,
Smutny, z pochyloną głową.

— Słuchaj! — Kiejstut doń zawoła
Widziałeś, jak zdrajców karzą?
Krwim twéj, nie ciebie, oszczędził;
I nie puszczę cię żebrakiem,
Byś po drogach chleba prosił,
Lub do obcych ściągał rękę;
Krewo ci z Witebskiem daję,
Kawał ziemi i xięztw dwoje.
Dość na słabe barki twoje.
Nie umiesz bić się, ni rządzić.
Idź, i skarby zabierz z Wilna,
Wywieź na nowe twe xięztwo;
Nie chcę ci spadku odbierać.
Mnie po bracie należało
Rząd zabrać i władzę całą,
Teraz powracam do swego. —

Rzekł, a Jagiełło upada
Na kolana; lecz milczący.
Słowa przebąknąć nie umié,
Czy to bojaźni, czy dumie
Przypisać, Kiejstut sam nie wié;
Ale hamuje się w gniewie,