Strona:Anafielas T. 3.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
146

Z ust głos jakiś się wyrywa.
Glos to matki. Nic na świecie
Nie ma tego matki głosu,
Kiedy wita swoje dziecię.

— O Wojdyłło! o mój synu!
Ciebież to ja widzę? ciebie?
Ty w tych szatach, ty tak wielki,
Ty na zamku Bojar starszy!
Ty Porowéj biedny synu!
Niewolniku! wzięty z gminu!
Co za szczęście matki twojéj!
Oczy jéj ujrzały ciebie,
I umrzeć może szczęśliwa!
O Wojdyłło! o mój synu! —

Lecz Wojdyłło pobladł, stoi,
Cofa się, ręką odpycha.
— Ty mi matką? ja ci synem?
Ja ciebie nie znam, nędznico!
Jam Kniaź! tyś jest niewolnicą!
Kto na zamek tę szaloną
Wpuścił babę? Precz z nędzarką!
Niech ją wyrzucą za wrota,
Niech ją psami ztąd wyszczują!
A kto jéj bramę otworzył,
Pójdzie jęczeć na dno wieży. —