Przejdź do zawartości

Strona:Anafielas T. 2.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
50

Szłyki bogate, wielkie miecze białe.
Nad drzwiami, w murze, Kobol z żubrzą głową,
Sparty na kiju, nieruchomy stoi.
W oknie zasłona wzniesiona, a przez nie
Widać gród cały, i wzgórza dalekie,
I lasy wgłębi jak sinieją stare.
Wszedł Wejdalota — Pokój tobie, Panie,
I szczęście — rzecze u progu; twarz skłonił
I Kobolowi oddał cześć pokorną. —
Krewe Krewejta Alleps mnie wysyła;
Z Romnowe idę, od dębu świętego,
Od straszliwego Perkuna ołtarza.
Krewe chce widziéć Mindowsa w Romnowe;
On Bogów wolę ma jemu objawić,
I głos, co z dębu słyszał Bogów usty,
Przyszłość wróżący. Nim siedém dni minie,
Czeka was Krewe. — Co Kunigas wielki
Odpowié Krewie? Ja nazad powracam. —

A Mindows podniósł pochyloną głowę,
Słuchał i milczał — Potém rzekł Kapłanu.
— Nim siedém razy słońce w morze wpadnie,
Mindows przybieży na rozkaz Krewejty. —

Znów Wejdalota skłonił się Kobolóm,
Znów Xięciu; zamilkł i wyszedł z świetlicy;
I już się w izbie gościnnéj nie wstrzymał,
Dziedzińce przebiegł, mosty, Zaborole;
Mrucząc modlitwy, nazad śpieszył drogą.