Strona:Anafielas T. 2.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
51

Słońce zapadło, w ciemnościach na szlaku
Świéciła wdali suknia jego biała,
Daléj i daléj coraz się migała,
Znikła nareście. Na zamku ruch, wrzawa;
Nim Menes wejdzie, Kniaź wyjeżdża w drogę;
Konie ze stajni wywodzą, siodłają,
Słudzy biegają, psy wyją, rżą konie,
Oręże brzęczą i szeleszczą strzały.
Kunigas z kilką nie jedzie sługami,
Niemcy tam siedzą blisko od Romnowe;
Sto koni bierze z sobą i stu ludzi
Zbrojnych, odważnych, Jaćwieży, Litwinów.
Każdy na plecach ma łuk, strzał secinę,
Każdy u boku biały miecz z za morza,
Za pasem pałkę i procę skórzaną.
I koń każdego doświadczony w biegu,
Dwa dni, dwie nocy bieży bez noclegu.

Już xiężyc wyszedł skrwawiony na niebo,
Jakby zbroczony wczoraj mieczem słońca,
I jeszcze z licem nieobmytém rosą.
Mindows na pruskim już pędził gościńcu
W pyłu tumanach. Wierni za nim słudzy
Wokoł jechali milczący, a okiem
Daleko naprzód przed konie gonili.
Brzask wschodni niebo ukrasił czérwono,
Gdy wpośród lasu, na łące zielonéj
Wypocząć stali. I nim wyszło słońce,