Strona:Anafielas T. 2.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
120

Wrócę na Połock, kiedy ty usiądziesz
Płakać na zgliszczach swoich siół i grodów!
Wrócę na Połock, Towciwiłła głowę
Zatknąć na wieży, na postrach lennikóm. —

Mówił tak, dumał, znużony pochodem,
Pochylił głowę, usnął kołysany
Zemstą spełnioną i zemsty nadzieją.

Lecz cóż to wdali gęste lasy łamie? —
Czy żubr spłoszony w dalekie ostępy
Ucieka, młode prowadząc za sobą?
Czy niedźwiedź bartnik na sosnę się wdziéra?
Czy nowe pędzą stada niewolników? —
Nikt nie posłyszał, wszyscy śpią w obozie,
Tylko u ognisk brańcy jedni płaczą;
Siedzą podparci na rękach, skurczeni,
Grzeją się, zziębli u resztek płomieni,
A po ich twarzy łzy płyną strumieniem.
Oni tam myślą, gdzie zgliszcza ich domów,
Gdzie braci, ojców leżą zimne ciała
Bez mogił, w polu, ptakóm pierś bezbronną,
Zranioną mieczem pogan, nastawując.

Oni tam myślą, gdzie były ich chaty,
Pola żółtemi kłosami okryte,
A gdzie dziś stérczą osmalone słupy
I czarna ziemia popiołem zwalana.