Strona:Anafielas T. 2.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
121

Tak płaczą brańcy, a we śnie zwyciężcy
Do domów swoich, do braci wracają,
I swoich zwycięztw piosenkę śpiéwają.
A w lesie szumi! Cóż to lasy łamie?
Czy żubr spłoszony w dalekie ostępy
Ucieka, młode prowadząc za sobą,
Czy niedźwiedź bartnik na sosnę się wdziéra?
Czy nowe pędzą stada niewolników?

Nie; bo nie słychać jęku, ani krzyków,
I sto niedźwiedzi, sto żubrów tak w lesie
Nie chrzęszcze idąc, gałęźmi nie łamie!

Brańcy podnieśli opuszczone głowy,
I gorącemi łzy spalone oczy.
Aż z lasu tysiąc głów mignie dokoła;
Za każdym dębem hełm świetny się błyszczy,
Z każdéj gałęzi łuk napięty wstaje,
I białe płaszcze świécą już z krzyżami.

Porwane więzy; rękami, zębami
Szarpią je brańcy, zrywają, zrzucają,
Chwytają głównie z ognisk przygaszonych,
Chwytają oręż od wrogów uśpionych.
Krzyk powstał wielki, puszcza się rozlega;
Wkoło krzyżaccy rycerze z łukami,
Wkoło już ruscy Daniłła wojacy.
Budzi się Litwa w pętach lub w skonaniu,