Strona:Anafielas T. 1.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
235

A oczy zgasłe i z powiek wyparte,
Jak dwa owoce na drzewie, wisiały.
Na szyi jogo z podniesionym mieczem
Siedział zwyciężca we krwi ubroczony,
Bez szłyka, łuku, w podartém odzieniu,
Ale sam cały, nieranny i zdrowy,
Jak gdyby jechał na koniu z wyprawy.
Upadł na ziemię wpośród wojska swego
Wielkim okrzykiem radości witany;
A król północy, który z okien zamku
Patrzał na walkę, i smoka mściciela
Swą czarodziejską posiłkował mocą,
Kiedy go ujrzał zabitym i trupem,
Stracił ostatnią, jedyną nadzieję.
Padł na twarz, jęcząc, i ręce załamał.
Jednym się jękiem góra odezwała;
Kobiéty, dzieci płakały z przestrachu,
I posły z góry wierzchołka z popłochem
Śpiesznie się nazad do zamku wrócili.


Tymczasem Witol do smoczéj jaskini
Szedł ze swoimi; a króla starszyzna
Na wielką radę zbiegła się do niego.
Jedni się poddać i błagać litości,
Drudzy mu posłać radzili królewnę,
Inni skarbami wojsko kupić chcieli,
Inni go zgładzić tajemnie wnosili;