Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jesteś!... ależ klęliśmy się, w tym tygodnia!... My, cośmy się po to wynieśli na wieś, żeby żyć spokojnie...
Kończąc fajkę na proga, opowiedział ma, że przeszłej niedzieli zaprosili do siebie na obiad Fanny z dzieckiem, którego właśnie był to dzień wyjścia, żeby ją oderwać trochę od posępnych myśli. Rzeczywiście jadło się dosyć wesoło; zaśpiewała nawet kawałek przy wetach. O dziesiątej pożegnała ich i mieli się jaż rozkosznie położyć do łóżka, kiedy nagle zapukano w okienice i głos małego Józia zawołał z pomieszaniem:
— Chodźcie państwo prędko, mama się chce otruć.
Hettéma biegnie... i przybywa na czas, aby przemocą wyrwać jej flaszeczkę z laudanum. Trzeba się było borykać, wziąść ją wpół, trzymać i bronić się od razów głową i grzebieniem, jakie mu w twarz zadawała. Wśród tego szamotania flaszka się stłukła, laudanum porozlewało się wszędzie i skończyło się na poplamieniu i zapowietrzeniu odzieży trucizną. „Rozumiesz jednak, że takie sceny, cały ten dramat, godny miejsca w „faits-divers“, dla ludzi spokojnych... Niechcę też więcej tego, wymówiłem