Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
IX.

Zazwyczaj niesnaski ich nie trwały długo: rozpraszało je trochę muzyki i pieszczotliwe przymilanie się Fanny: ale tym razem, Jan na seryo miał do niej urazę i przez kilka dni zachowywał tę samą zmarszczkę na czole, to samo milczenie gniewne; po każdym obiedzie siadał zaraz do rysunku i nie chciał z nią wcale wychodzić.
Był to jakby wstyd nagły, że w takiem spodleniu żyje, obawa spotkania raz jeszcze wózka, jadącego w górę alei, oraz ujrzenia tego jasnego uśmiechu młodości, o którym ciągle myślał. Z czasem, jak zagmatwany przed ocknięciem się sen, jak dekoracya widowiska czarodziejskiego, którą łamią, by ją w mgnieniu oka inną zastąpić, tak zjawisko to zatarło się, znikło w głębi lasu i Jan nie ujrzał go już więcej.