Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bić; istotnie pijak ten pragnął jej się pozbyć bądź co bądź i gdyby sama wdowa, poczciwa matka Machaume, nie była wzięła dziewczynki pod opiekę...
— Ach prawda... tyś znał Machaume! — rzekła Fanny.
— Jakto! ta służąca, którą widziałem u ciebie?...
— Była to moja macocha... Taka była dobra dla mnie, jak byłam maleńką, że wzięłam ją do siebie, żeby wyrwać niegodziwemu mężowi, który straciwszy całe jej mienie, bił ją i zmuszał do służenia jakiejś flądrze, z którą żył... Ach! biedna Machaume, wie ona, co to jest wyjść za pięknego mężczyznę... Odszedłszy odemnie, czemprędzej doń wróciła, a teraz jest oto w domu przytułku. Jakże się on opuścił bez niej, ten stary łotr! Jaki brudny! Prawdziwy furman! O nic nie dba, tylko o bicz... uważałaś, jak go prosto trzyma? Nawet kiedy jest tak pijany, że się chwieje na nogach, trzyma do przed sobą, jak gromnicę zapaloną i chowa w pokoju. To jedno miał zawsze w porządku... dobry bicz, dobra trzaskawka... to jego przysłowie.