Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziewał już nigdy ujrzeć, kiedy notaryusz doniósł mu, że tenże przyjaciel umarł i że można podnieść natychmiast owe ośm tysięcy. „Prawdziwym jednak powodem (pieniądze bowiem mógł przesłać) jest zdrowie twojej matki, mój biedaku... Od niejakiego czasu traci bardzo siły i niekiedy w głowie jej się mąci, zapomina wszystkiego, nawet imion dziewczątek. Któregoś wieczoru, gdy ojciec twój wychodził z pokoju, zapytała się Diwonny, kto jest ten dobry pan, który ją tak często odwiedza. Nikt jeszcze nie zmiarkował tego, prócz ciotki i mnie nawet powiedziała jedynie w tym celu, żebym zasięgnął rady d-ra Bouchereau, co do stanu tej niebogi, którą niegdyś leczył“.
— Czy mieliście już w rodzinie waryatów? — zapytała Fanny z poważną, doktoralną miną à la Gournerie.
— Nigdy — odrzekł stryj i dodał filuternie uśmiechając się od ucha do ucha, że on sam był trochę szalony za młodu — ale mój szał podobał się damom i nie było potrzeby trzymać go w zamknięciu.
Jan przyglądał im się. Zmartwiony smutną wiadomością, doznawał przytem niemiłego wrażenia, że tu kobieta mówi o jego matce i kry-