Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzieć na tak niewłaściwem miejscu, zabłąkaną na tej ścianie, nad łóżkiem Safony.
Pewnego dnia, powróciwszy na obiad, z zadziwieniem spostrzegł trzy nakrycia, zamiast dwóch, a z większem jeszcze — Fanny, grającą w karty z maleńkim człowieczkiem, którego nie poznał zrazu, ale który, obróciwszy się, ukazał mu jasne oczy swawolnej kozy, duży, zdobywczy nos na opalonej i pucołowatej twarzy, czaszkę łysą i brodę spiskowca, jego stryja, Cezarego! Na okrzyk synowca, odpowiedział on, nie wypuszczając kart z ręki: „Jak widzisz, nie nudzę się, gram w bezika z moją synowicą“!
Synowica jego!
A Jan tak pilnie ukrywał stosunek swój przed wszystkimi! Ta poufałość nie podobała mu się, zarówno jak i rzeczy, które Cezary prawił mu po cichu, gdy Fanny poszła zająć się obiadem... „Winszuję ci, mój malcze... oczy... ramiona... kąsek królewski“. Gorzej jeszcze było, skoro przy stole, zaczął „próżniak“ opowiadać, bez żadnych obsłonek, co się dzieje w Castelet i w jakim celu przybył do Paryża.
Powodem tej podróży były pieniądze do odebrania, ośm tysięcy fr., pożyczonych niegdyś przyjacielowi, Courbebaisse, których się nie spo-