Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

za nim krok w krok, dobijała się do drzwi, czekała nań, leżąc w poprzek słomianki, u progu. Jednej nocy, wśród zimy, stała pięć godzin na dole, podczas kiedy on, z całą gromadą młodzieży, bawił, na górze, u tej Farcy... Aż przykro wspominać... Ale elegijny poeta pozostał nieubłaganym i pewnego dnia, wezwał policyę, żeby go od niej uwolniła. Ładny z niego panicz!... Dla uwieńczenia dzieła, w dowód wdzięczności za to, że ta piękna dziewczyna dała mu kwiat swej młodości, inteligencyi i krasy, zaszczycił ją całym tomem tchnących nienawiścią i zjadliwych wierszy, pełnych narzekań i złorzeczeń... To najlepsza jego książka „Le livre d’amour“...
Nieruchomy, wyprostowany, słuchał Gaussin, małemi łykami popijając, przez długą słomkę, stojący przed nim, zamrożony napój. Musiano mu nalać trucizny, która przejmowała go lodem, od serca aż do wnętrzności.
Drżał, pomimo słonecznej godziny. W przyćmionem oddaleniu widział cienie, snujące się w tę i w ową stronę, beczkę do polewania ulicy, stojącą przed Magdaleną i to krzyżowanie się powozów, toczących się po miękiej ziemi, cicho, jak po wacie. Nie było już zgiełku