Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ile marek należy się w bufecie, a jak zażądają rachunku, trzeba wszystko pamiętać. Zapomnisz o czemś — awantura gotowa. Ale i z tem szybko się obeznałem i począłem funkcjonować nie już tak, jak inni, ale lepiej. Stali goście bardzo mnie lubili, szczególniej ci, którzy przychodzili do separatek z porządnemi damami. Może być dlatego, żem był obyty z życiem więcej, jak inni. Znałem ja ten interes. Nie wlepiam ślepiów w damę, nie włażę do separatki, gdy nie muszę, przy drzwiach nie sterczę, zachowuję się skromnie i swobodnie. Inny, choć i stary kelner, co zęby zjadł na kelnerskiej służbie, a nie rozumie, jak w takich okolicznościach powinien się zachowywać. Robi wesołka, omal że się nie umizga, włazi do separatki nie wołany, niby spuszczać story w oknach. Zdaje się mówić: „My przecież wiemy, pocoście tu przyjechali. Wiemy, ale milczymy“. A ja tę całą politykę szybko posiadłem. Lubiły mnie też te kompanie, które szeroko hulały. Bywało, nawiozą śpiewaczek, szansonistek takich najlepszych, wyprawiają bezeceństwa takie, coby inny tylko plunął, a ja jakby nigdy nic, usługuję tak, jakby naokoło mnie nie ludzie byli, ale bezduszne rzeczy. To też moi goście tak zwykle mówili kelnerom: „Nie, przyjacielu, masz tu dobry