Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gość stały, w interesie, że bardzo chce zobaczyć się osobiście. Proszę mi wybaczyć, że się cofam i proszę nie gniewać się na mnie o to. Wie pan sam: swoja koszula najbliższa ciału. I poco pan się tu wałęsa sam w ciemności, jeżeli pan sobie życzy, przyszłe panu piwa. A może woli pan kawy? A może, — i zaświeciła przebiegle oczami — a może dziewczynkę? Tamara zajęta, więc możeby Niurę, lub Wierkę.
— Przestań, Cieniu! Przyszedłem w poważnej i doniosłej sprawie, a ty...
— No, no, nie będę, nie będę! Ja tylko tak. Widzę, że dochowuje pan wierności, to bardzo szlachetnie z pańskiej strony. Więc chodźmy.
Przeprowadziła go do gabinetu, otworzyła okiennice i światło dzienne miękko rozlało się po czerwonych ze złotem ścianach, po kandelabrach, po miękkich welwetowych meblach.
„Oto tu się zaczęło“, pomyślał Lichonin.
— Odchodzę — powiedziała Cienia. Niech pan się jej nie daje, a i Szymonowi również. Teraz jest dzień, więc nie odważą się wyrządzić panu krzywdy. W razie czego, proszę wprost powiedzieć, że pojedzie pan zaraz ze skargą do gubernatora. Proszę powiedzieć, że ich w przeciągu dwudziestu czterech godzin zamkną i wyrzucą z miasta. Od krzyków stają się oni jedwabnymi. No życzę powodzenia!
Odeszła. Po dziesięciu minutach wpłynęła gospodyni, pani Emma w satynowym błękitnym szlafroku, tęga, z poważną twarzą, rozszerzoną ku dołowi, z policzkami jak tykwa, ze wszystkiemi swemi masywnemi podbródkami i piersiami, maleńkiemi, bystremi, czarnemi oczami, z wąskiemi ziemi, zaciśniętemi ustami. Lichonin powstał,