Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niewierzącą, czy też całkiem źle wierzyła. I ja również, chyba przypadkowo tylko przeżegnam czoło. Ale nie chcę, by ją grzebano jak psa, gdzieś za murami cmentarza, w milczeniu, bez słów, bez śpiewu... Nie wiem, czy pozwolą pochować jak należy — ze śpiewami i popami. A może pani skieruje mię gdziekolwiek?...
Teraz artystka stopniowo zainteresowała się sprawą i zaczęła zapominać o swem zmęczeniu, o migrenie, o suchotniczej bohaterce, umierającej w czwartym akcie. W jej wyobraźni zarysowała się już postać obronicielki, piękna postać geniusza, łaskawego dla upadłej kobiety. Będzie to oryginalne, niepospolite i jednocześnie tak teatralnie rozczulające! Rowińska, jak wielu zresztą ludzi nie opuszczała ani jednej godziny bez troski o to, by wysunąć się z tłumu i zmusić ludzi do mówienia o sobie: dziś uczestniczyła w pseudo-politycznej manifestacji, jutro na rzecz zesłańców-rewolucjonistów deklamowała z estrady wiersze pełne ognia i zemsty. Lubiła sprzedawać kwiaty na zabawach, na wyścigach i rozlewać szampana na wielkich balach. Zawczasu komponowała dowcipne aforyzmy, które nazajutrz powtarzało całe miasto. Pragnęła, aby zawsze i wszędzie tłum patrzył tylko na nią, powtarzał tylko jej nazwisko, kochał jej egipskie zielone oczy, drapieżne i zmysłowe usta. jej szmaragdy na szczupłych nerwowych palcach.
— Nie mogę teraz zorjentować się należycie — powiedziała po chwili milczenia. — Ale, gdy człowiek czegoś silnie pragnie — osiągnie, ja zaś pragnę całą duszą spełnić żądanie pani. Ale, ale!... Zdaje mi się, że przychodzi mi do głowy wspaniała myśl... Przecież wówczas, tego wieczoru, jeśli się nie mylę, byli z nami, prócz mnie i baronowej...