Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tamaro, nieuczciwie postępujesz, — rzekł z wyrzutem. I nie wstyd ci zabierać ubogiemu, dymisjonowanemu konduktorowi ostatnich pieniędzy? Po cóż ukryłaś je tutaj?
I znowu, strzeliwszy palcami, wyjął monety z ucha Tamary.
— Powrócę za chwilę, proszę się nie nudzić podczas mej nieobecności, — prosił młodzieńców, — jeżeli zaś nie doczekacie się mnie, nie będę miał do was szczególnej pretensji. Mam zaszczyt!...
— Wańka-Wstańka! — krzyknęła za nim Biała Mańka, — kup mi tam za piętnaście kopiejek cukierków... pomadek za piętnaście kopiejek. Masz, chwytaj!
Wańka-Wstańka zgrabnie złapał rzuconą mu złotówkę i ukłoniwszy się komicznie, nasunął na bakier uniformową czapkę z zielonemi wypustkami i zniknął.
Do kadetów podeszła wysoka, stara Hernietta, również z prośbą o papierosa, i powiedziała ziewając:
— Potańczylibyście przynajmniej, młodzi panowie, bo panienki tak siedzą, siedzą, aż wzdychają z nudów.
— I owszem, owszem! — zgodził się Kola. — Zagrajcie walca i jeszcze tam cokolwiek.
Muzykanci zagrali. Dziewczęta zaczęły krążyć jedna z drugą, według swego zwyczaju, ceremonjalnie, sztywno wyprostowane, z oczyma skromnie spuszczonemi.
Kola Gładyszew, który bardzo lubił tańce, nie wytrzymał i zaprosił Tamarę, od ubiegłej zimy wiedział już, że tańczy ona lżej i lepiej, niż pozostałe. Gdy Kola wirował w walcu, przez salę, ostrożnie wymijając tańczące pary, niepostrzeżenie