Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czytał jej opowiadanie Czechowa „Atak“, w którym student po raz pierwszy odwiedza dom publiczny, a nazajutrz miota się jak szalony w spazmach ostrego duchowego cierpienia i poczucia winy ogólnej. Sołowjew nie spodziewał się takiego ogromnego wrażenia, jakie wywołała na niej ta powieść. Płakała, wymyślała, załamywała ręce i przez cały czas wykrzykiwała:
— Boże! Skąd on bierze to wszystko i jak sprytnie. Przecież to całkiem tak samo, jak u nas.
Pewnego razu przyniósł z sobą powieść opata Prevost‘a „Historja Manon Lescaut i kawalera de Grieux“. Doskonałą tę książkę Sołowjew czytał po raz pierwszy. Lubka oceniła ją głębiej i subtelniej od niego. Brak fabuły, naiwność opowiadania, nadmiar sentymentalizmu, staroświeckość stylu — wszystko wzięte razem mroziło Sołowjewa, Lubka zaś pochłaniała nie tylko uszami, ale jakby i oczami i całem naiwnie otwartem sercem, radosne, smutne, rozczulające i lekkomyślne szczegóły tego dziwnego nieśmiertelnego romansu. „W Saint Denis poniechaliśmy naszego zamiaru wzięcia ślubu“ — czytał Sołowjew, nisko pochylając nad książką swą kudłatą, złocistą, oświetloną abażurem głowę, „pogwałciliśmy prawa kościoła, a nie zastanawiając się nad tem, zostaliśmy małżonkami“.
— Cóż to oni? Więc samowolnie? Bez księdza? Tak? — zapytała zaniepokojona Lubka, odrywając się od swych sztucznych kwiatów.
— Oczywiście. Więc cóż? Wolna miłość i nic więcej. Tak jak wy z Lichoninem.
— To ja! To całkiem inna sprawa. Sam pan wie skąd mię wziął. A ona panienka niewinna, szlachcianka. To jest podłość z jego strony tak postępować. Proszę mi wierzyć, Sołowjew, on bezwa-