Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

runkowo potem ją porzuci. Ach, biedna dziewczyna. No, no, no proszę czytać dalej.
Ale już po kilku stronicach wszystkie sympatje i ubolewania Łubki przeszły od Manon na stronę oszukiwanego kawalera.
„Zresztą odwiedziny i wyjście ukradkiem p. de B. wywoływały we mnie zdziwienie. Przypomniałem sobie również niewielkie sprawunki Manon, które przekraczały nasze środki. Wszystko to trąciło hojnością nowego kochanka. Ale nie, nie! — powtarzałem, niepodobieństwo, by Manon mię zdradziła. Wie ona, że żyję tylko dla niej, wie doskonale, że ją uwielbiam”.
— Ach głuptas, głuptas! — zawołała Lubka. Przecież to odrazu widoczne, że jest ona u tego bogacza na utrzymaniu. Ach, jaka ona ladacznica!
I im dalej rozwijał się romans, tem żywszy i namiętniejszy udział brała w nim Lubka. Nie miała nic przeciwko temu, że Manon przy pomocy kochanka i brata obdzierała swych następnych opiekunów, a de Grieux grał po szulersku w klubie, ale każda jej zdrada wprawiała Lubkę w straszny gniew, cierpienia zaś kawalera wyciskały jej łzy z oczu.
Pewnego razu zapytała:
— Sołowjew, koteczku, kto to był ów autor?
— Był to pewien ksiądz francuski.
— Więc nie był rosjaninem?
— Nie, mówię ci, francuz. Widzisz tam u niego wszystko: i miasta francuskie i ludzie o francuskich nazwiskach.
— Więc powiada pan, był księdzem? Skądże on o tem wszystkiem wiedział?
— A tak, wiedział. Poprzednio był zwykłym świeckim, szlachcicem, a potem został