Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sama, z natury swej łagodna i ustępliwa, lecz jakaś szczególna właściwość jej umysłu, nie chciała przy czytaniu łączyć samogłoski ze spółgłoską, lub odwrotnie, przy pisaniu zaś przychodziło jej to łatwo. Do kaligrafji na linjach ukośnych, wbrew ogólnej opinji nauczających, odczuwała wielką skłonność; pisała pochylając się nisko nad papierem, ciężko wzdychała, dmuchała ze staranności na papier, jakby zdmuchiwała nieistniejący pył, oblizywała usta i podpierała językiem z wewnątrz to jeden, to drugi policzek. Sołowjew nie sprzeciwiał się jej i szedł śladem, temi drogami, które torował jej własny instynkt. A musimy powiedzieć, że w ciągu tego półtora miesiąca zdążył przywiązać się do tej przypadkowej, słabej, nietrwałej istoty całą swą ogromną, rozłożystą duszą. Była to troskliwa, śmieszna wspaniałomyślność, nieco zdziwiona miłość ii rzetelna troska dobrego słonia o kruche, niedołężne, żółtodziobe pisklę.
Czytanie było dla nich obojga wielką przyjemnością, i tu jednak wyborem utworów kierował gust Lubki. Sołowjew szedł tylko jego kierunkiem i zakrętami. Tak naprzykład Lubka nie mogła się uporać z don Kiszotem, zmęczyła się i wreszcie odwróciła się od niego i z zadowoleniem wysłuchała Robinzona, a zwłaszcza obficie wypłakała się nad sceną spotkania z krewnymi. Podobał się jej Dickens i bardzo łatwo chwytała jego jasny humor, lecz obyczajowe rysy angielskie były dla niej niezrozumiałe i obce. Czytali również Czechowa i Lubka bez żadnej trudności pojmowała piękno jego stylu, jego uśmiech i smętek. Opowiadania dla dzieci zachwycały i rozczulały ją tak dalece, że patrzenie wówczas na nią wzbudzało uśmiech i radość. Pewnego razu Sołowjew prze-