Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

można panu powinszować ogólnej sympatji, jaką się pan cieszy.
— Starosta miejscowy — mruknął krzywiąc usta Szabasznikow; słowa te były wypowiedziane o tyle półgłosem, iż Platonow mógł udać, że ich nie słyszy.
Obecność reportera od pierwszej chwili drażniła Borysa. Drażniła go nietylko to, że Płatonow nie należał do ich grona. Podobnie jak wielu studentów — i nietylko studentów lecz również oficerów, junkrów i gimnazistów — Borys przyzwyczaił się do tego, iż ludzie „cywilni“, którzy znajdą się wypadkowo w towarzystwie hulającej studenterji, ujawniają pewną zależność i starają się zaskarbić sobie względy swych współbiesiadników; pochlebiają ich miłości własnej, śmieją się z ich dowcipów, podziwiają ich pewność siebie i z uczuciem tajnej zawiści wspominają o swych latach studenckich. Platonow zaś, nietylko że nie usiłował przypodobać się studentom lecz przeciwnie traktował ich ze spokojną i uprzejmą obojętnością.
Prócz tego irytował Szabasznikowa ten prosty ujmujący szacunek, jakim otaczali reportera wszyscy znajdujący się w tym domu, zaczynając od Szymona, kończąc zaś na tłustej i milczącej Kasi; irytowało go to i budziło w nim uczucie pewnego — rodzaju zazdrości. Szacunek ten uwidaczniał się na każdym kroku; gdy mówił słuchano go z uwagą; Tamara z namaszczeniem nalewała mu do kieliszka koniak, Mańka Biała starannie obierała gruszkę; gdy siedząca po przeciwległej stronie Zoja zwróciła się o papierosa do dwóch zagadanych ze sobą studentów, ci nie dosłyszeli jej prośby; reporter rzucił jej wówczas swą papierośnicę przez stół, a na twarzy dziewczyny odbił się wyraz ży-