Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Reporter badawczym wzrokiem, nie odwracając gowy, zmierzył Szabasznikowa, spojrzał na niższy szereg guzików przy eleganckim jego kitlu, poczem zwolna, akcentując słowa, odpowiedział:
— Niema w tem nic honorowego, że chociaż mogę pić jak koń, lecz nie upijam się nigdy; za to jednak, nie kłócę się ani nie zaczepiam nikogo! Widocznie ta dobra strona mego charakteru jest tu dostatecznie znaną i dlatego mają do mnie zaufanie.
— Zuch — zawołał uradowany Lichonin, którego zachwycał w reporterze jego flegmatyczny a równocześnie pewny siebie niedbały sposób zachowania się. Ale pan podzieli się z koniakiem i ze mną.
— Będzie mi bardzo, ale to bardzo przyjemnie — odrzekł uprzejmie Platonow, spoglądając na lichonina z sympatycznym niemal dziecięcym uśmiechem, który rozjaśnił jego brzydką, o wystających kościach policzkowych, twarz. — Pan od pierwszego wejrzenia bardzo mi się podobał. Kiedy zobaczyłem pana u Doroszenki od pierwszej chwili pomyślałem, że w gruncie rzeczy pan z pewnością nie jest takim szorstkim, jak to się z pozoru wydaje.
— Ot, nagadaliśmy sobie komplementów — roześmiał się Lichonin. Dziwna jednak rzecz, żeśmy się tu nigdy ze sobą nie spotkali. Pan, jak się zdaje, bywasz w tym domu częstym gościem.
— Nawet i bardzo.
— Sergjusz Iwanowicz jest naszym najważniejszym gościem — pisnęła naiwnie Niura. — Pan Sergjusz jest u nas, czemś w rodzaju brata!
— Nie gadaj głupstw — rzekła Tamara.
— Dziwna rzecz — ciągnął dalej Lichonin — ja tu również jestem swojakiem. W każdym razie